czwartek, 8 maja 2014

''Na całą wieczność''

Nie wiedziała do końca co ma zrobić. Oparła dłonie na kolanach i przycisnęła je do twarzy. Twarz miała tak pustą, tak nie przenikliwą, zamkniętą w dziwnej przestrzeni. Jej usta nie wydawały dźwięku, jej oczy zamknęły się i nastała cisza. Ona siedziała tylko parta o śnieżnobiałą ścianę, słyszała w głowie dźwięki pianina, nie widziała, albo też nie chciała wiedzieć skąd one pochodzą.Nie chciała dać poznać po sobie strachu, bólu, smutku. Była tylko uwięziona we własnej głowie, we własnych myślach. Nie czekała na ból, czuła go od zawsze. Nie rośnie w niej smutek, przyzwyczaiła się doń. Nie bała się o własne życie, nie bała się o każdą kolejną sekundę, minutę, gdyż wiedziała ze może zginąć. Była to chora, psychologiczna walka myśli w jej umyśle. Nie chciała się poddawać mimo iż wiedziała, że nie ma odwrotu, że nie ma nadziei. Mogła tylko czekać.
Nie kochał jej ciała, nie kochał jej umysłu. Nie pragnął jej fizycznie, nie pragnął jej psychicznie.
Kochał jej zapach, chciał pozostawić go przy sobie na zawsze. Nie chciał się nim dzielić.
Zamknięta w czterech, bladych ścianach. Przestały ją męczyć straszliwe myśli i uczucia, kiedy On wszedł do pomieszczenia. Nie patrzyła nań, tylko wciąż zaciskała dłonie na sinych od zimna i bólu kolanach. Dłonie miała skostniałe, nie czuła koniuszków palców. Twarz pobladła słysząc dźwięk ostrego narzędzia. Nie otworzyła oczu, nie chciała ujrzeć tego co jest na jawie, żyła tylko obrazami w jej głowie. Marzyła o wiośnie, o pierwszych pąkach na drzewach. Słyszała dźwięki pianina, teraz już wiedziała skąd one pochodzą, to wszystko roiło się w jej głowie. Miała wspaniały obraz tego, co kochała przez całe swoje życie. Nie chciała umrzeć w samotności. Wyobraziła sobie swój dom. Matkę, ojca, psa i wróble, które całą zimę towarzyszyły jej zza okna kiedy jadły z karmnika.
Odpłynęła do świata, który kocha. Nie czuła już strachu, nie czuła bólu, nie czuła zimna ani smutku. Nie czuła już nawet gniewu na własnego napastnika. Jej uczucia się wyłączyły, mogła tylko marzyć i czuć miłość do tego co kocha. Tylko tyle jej pozostało.
On zbliżył się do niej. Nie chciał wytrącać jej ze tego jedynego stanu, który jej pozostał. Pogładził lekko jej włosy. Przeczesał kosmyki włosów opuszkami palców i schował je za uszami tej jedynej kobiety, której zapach nie dawał mu spokoju, sprawiał, że jego zmysły tak mocno się pogłębiały.
Oboje byli w stanie upojenia. Ona w swoim świecie, on we własnej paranoi.
Ostrze zabłysło odbijając światło świecy ustawionej w kącie.
Biel ściany została zbryzgana strumieniem krwi wytryśniętej z jej tętnicy.
Nie otworzyła oczu. Nie zobaczyła złego scenariusza.
Odpłynęła do własnej, wiecznej krainy.
Kochała już na zawsze.
Na całą wieczność.